Czas start!

Tak, wiem, dawno mnie nie było. Ale postanowiłam sobie, że będę tu zarażać optymizmem, a ostatnie dwa miesiące nie należały do najlepszych w moim życiu. Więc jaki przykład bym dawała?

Wystarczyły problemy ze zdrowiem, niepokój o przyszłość, odejście kogoś bliskiego aby problemy wróciły. Wiedziałam, że kryzysy mnie budują, że wyjdę z tego silniejsza i tak też się stało. Cena: nawrót trichotillomanii. Ale nie myślcie, że na długo, walka trwa nadal. I tak jak mówiłam wcześniej - trzeba być świadomym, że będzie to problem na całe życie, z którym co jakiś czas trzeba będzie się zmierzyć.

Wydaje Wam się, że jednoczesne poczucie siły i tricho się wykluczają? Nie do końca. W momencie kryzysu może i tak, ale później nawyk zostaje, niezależnie od pokonania emocjonalnych dołków. Np. pomyślcie ile silnych, pewnych siebie osób pali papiorosy. Według mnie to taki sam nawyk, w pewnych sytuacjach niezależny od utrzymującego się złego samopoczucia.

Co poszło nie tak? Moją głowę zajęły inne myśli - wcześniej, przez prawie rok, udawało mi się skupiać na niewyrywaniu. A tu nagle zwala Ci się na głowę kilka rzeczy, a natłok myśli jest nie do opanowania. Nie było już miejsca na myślenie o pokonywaniu tricho i słabości. Dlatego teraz pora na nowy zeszyt i tabelkę z rejestrem nawyków i towarzyszących im sytuacji, emocji.

Druga sprawa to grupa wsparcia. Nie raz pisałam, jak cenne byłyby spotkania, na których moglibyśmy dzielić się swoimi problemami, szczególnie w momentach kryzysu, kiedy odpuszczamy naszą walkę, mówiąc sobie: "Ah, już mi wszystko jedno!". Nie, nie, nie! Nie może być nam wszystko jedno. Najważniejsze to wierzyć, że życie bez tricho jest możliwe:)

Czas start:)